„Karta Polaka otwiera ramiona wszystkich, żyjących w Polsce, w waszą stronę....” Słowa te wypowiedział premier Polski Donald Tusk podczas spotkania z przedstawicielami Polaków na Ukrainie, w trakcie swojej ostatniej wizyty w Kijowie.
Nie wątpię, że do tych „otwierających ramiona” z pewnością można zaliczyć pana premiera. Z tymi „wszystkimi” to jednak najwyraźniej przesada.
Według wszelkich kanonów prasy sensacyjnej, jest to wiadomość na pierwszą stronę. Gorzej, gdy czyni to dziennik ogólnopolski, aspirujący do miana tzw. gazety opiniotwórczej. Wieść, nieważne że fałszywa, idzie w świat, nie wiadomo – on ukradł...czy jemu ukradli.
„Dziennik” – to jedna z najbardziej liczących się polskich gazet codziennych, należąca do niemieckiego koncernu Axel Springer. (Przysięgam – nic nie sugeruję.)
Zbliżał się czas wprowadzenia w życie Karty Polaka. Pan Jędrzej Bielecki, dziennikarz tejże gazety, wybrał się więc do Lwowa, sprawdzić na miejscu, jak się sprawy mają.
Pojechał, porozmawiał i dowiedział się, czego chciał, albo może raczej znalazł potwierdzenie tez, z jakimi przyjechał.
Znalazł w swoim mniemaniu, bowiem niektórzy z tych, na których się powołuje, twierdzą, że to zdania wyjęte z kontekstu.
Zaraz po powrocie tego dzielnego dziennikarza do Warszawy, na pierwszej stronie „Dziennika” (nr65 z dn. 17.03.2008) ukazał się artykuł pod znamiennym tytułem:
Nie, nie Polaków - obywateli Ukrainy. Tych, według obliczeń pana Jędrzeja Bieleckiego, jest na Zachodniej Ukrainie zaledwie 50 tys.- może i mniej. Pozostałe 950 tysięcy to Ukraińcy, do tego (nie wiadomo dlaczego?) wrogo do Polski usposobieni.
Niedobrze by się stało, gdyby działacze OUN i żołnierze UPA, walczący niegdyś z państwem polskim, przyjechali do Polski w ramach nowego prawa – pisze pan Jędrzej Bielecki. Oj, niedobrze, niedobrze. Sięgam do podręczników matematyki i historii na poziomie szkoły podstawowej. Według moich obliczeń, najmłodsi z tej „hordy Hunów” stojących u bram Rzeczpospolitej, liczyliby ok. 80 lat. Są, oczywiście, ich dzieci i wnuki, ale pomysł pana Jędrzeja Bieleckiego, że właśnie oni zdominują masę wniosków, składanych o Kartę Polaka, jest niedorzeczny. Do tego obraźliwy. Dla jednych i drugich. Polaków i Ukraińców.
Tak Jędrzej Bielecki nazywa Kartę Polaka. „Ukraińcy nie chcą już czekać na lepsze życie. Szansą jest Karta Polaka. Będą o nią prosić nawet ci, którzy polskość prześladowali.” – pisze. Diagnoza jest prosta. Na Ukrainie jest gorzej, w Polsce - lepiej.
Może to i częściowa prawda, choć mógłbym wskazać całe dziedziny, gdzie szablon ten nie obowiązuje.
Co, według pana Bieleckiego, zrobi „biedny Ukrainiec”? Wystąpi o Kartę Polaka, otrzyma ją bez problemu, wyjedzie do Polski i z pewnością będzie korzystał ze zniżkowych przejazdów koleją lub ulgowych biletów na wstęp do muzeów.
Do upojenia – do tego na koszt polskiego podatnika. Jeśli bowiem, co przewiduje ustawa, założy w Polsce firmę lub podejmie pracę– będzie płacił podatki.
Wątpię, by pan Jędrzej Bielecki przeczytał ustawę o Karcie Polaka. Z tekstu artykułu wynika, że nie zadał sobie tego trudu.
O duchu ustawy nawet nie wspomnę.
Zmieni się skład etniczny Polski. Ukraińcy nas zaleją.
A co pan powie o Azerach, Ormianach, Gruzinach i Rosjanach – panie Bielecki? Oni też mogą. A Białorusini?
Tą ostatnią sprawą zajmuje się aktualnie prezydent Łukaszenko. Myśli pan, że da sobie radę?
Artykuł nie jest adresowany do Polaków na Ukrainie. Tymi Pan Jędrzej Bielecki zajmuje się mało. Są tylko tłem.
Adresatem jest czytelnik w Polsce, który ma odnieść wrażenie, że stała się rzecz straszna. Nasz nieodpowiedzialny Sejm, w pośpiechu przed wyborami (czy10 lat przygotowań to mało?), wypuścił kolejny gniot prawny, za jaki znów przyjdzie płacić spokojnym obywatelom Rzeczpospolitej.
Sensacja to prasowa li tylko, czy zamówienie? Jeśli to drugie – to czyje? Jeśli pierwsze – gdzie jest granica pomiędzy głupotą a resztkami odpowiedzialności za słowo?
Nie jestem zwolennikiem spiskowej teorii historii. A więc...
Czy historie i zagrożenia, opisywane w artykule pana Bieleckiego, nie mogą się wydarzyć? Mogą. Jest to jednak wąski margines, istniejący zawsze i wszędzie. W najbardziej praworządnym państwie trafi się złodziej.
Ustawa reguluje to od strony prawnej. Zostawia jednak szeroki margines „uznaniowości” ludziom, podejmującym ostateczną decyzję o jej przyznaniu. W istniejącej sytuacji inaczej być nie może. Wśród Polaków, mieszkających na Ukrainie, przypadków prostych jest mało. Ważne, by nie wylać dziecka z kąpielą.
Znam ludzi, którzy pięknie władają językiem polskim, znają kulturę i historię naszego kraju, a w ich żyłach nie płynie nawet kropla polskiej krwi. „Polskiej”- jeśli przyjąć wariant czysto biologiczny. Ludzie ci często zrobili dla polskości więcej, niż niejeden „biologiczny” Polak. Warto zadać sobie pytanie – czy Jarema Wiśniowiecki i jego syn Michał Korybut, król polski, mieliby szansę otrzymać dziś Kartę Polaka?